Dlaczego nie invitro?

Nie dla InVitro!

"In vitro" jest próbą pójścia na skróty. Zawsze jest pokusa pójścia łatwiejszą , czy na pewno? drogą uzyskania dziecka. Ale są to tylko sztucznie hormonalnie wystymulowane komórki jajowe i instrumentalny zabieg przeniesienia zapłodnionych embrionów do jamy macicy. Jeśli dochodzi do uzyskania ciąży to odbywa się często w warunkach głębokich zaburzeń zdrowotnych lub hormonalnych jednego, a często obojga niepłodnych małżonków. "In vitro" nie leczy niepłodności . Daje ciążę, bo nie zawsze dziecko, a niepłodni partnerzy pozostają dalej chorzy.




Statystyki wyraźnie wskazują, że te ciąże obarczone są wielokrotnie większym wskaźnikiem powikłań w postaci poronień, obumarć, porodów przedwczesnych, cukrzycy ciążowej, nadciśnienia z rzucawką włącznie, zaburzeń krzepnięcia z zakrzepicami, zespołem APS oraz kilkudziesięcioprocentowym wskaźnikiem ciąż wielopłodowych i to także (do czasu kiedu ograniczono transfer do 2 zarodków), większych niż bliźniacza.

Wszystkie te stany chorobowe w ciąży oprócz ryzyka jej utraty (30% w ciązy wielopłodowej) wiążą się z dużo wyższym wskaźnikiem powikłań u noworodków. Najgroźniejszym jest wcześniactwo i jego powikłania rozwojowe ,jak również dziecięce porażenie mózgowe. Ciąże z taką patologią są również groźne dla zdrowia matki . Kończą się zabiegiem operacyjnym , albo z powodów wcześniej wymienionych , albo strachu położników i matek , że takie powikłanie nastąpi. Jeśli uda się szczęśliwie przez to przebrnąć to wtedy para jest nierozwikłaną zagadką zdrowotną współczesnej medycyny. Dobrze jest jeśli przyczyną nie jest np.:
- choroba układowa
- nowotwór
- cukrzyca
- trombofilia lub mutacja MTHFR itp.


W przeciwnym razie za jakiś czas może się okazać , że straciliśmy ten czas, a chorobę można było wykryć i skutecznie leczyć wcześniej i ograniczyć jej negatywny wpływ na ciążę. Chociaż mniej groźne, ale trwające wiele lat choroby też mają wpływ na długość i jakość życia.

Zachęcam do prześledzenia danych przedstawianych w wykładach znanego wrocławskiego genetyka profesora Cebrata kierownika zakładu epigenetyki, aby zapoznać się z zagrożeniami genetycznymi związanymi z manipulacjami zarodkami podczas procedur "in vitro" . Przed kilku laty konferencji organizowanej przez "Invimed" z dumą prezentowano najnowszą metodę badań dużych wad chromosomalnych u zarodków na etapie okienka przedimplantacyjnego . Na 9 przebadanych wyselekcjonowanych jako najlepsze zarodków 3 miały ciężkie wady chromosomalne i zostały zdyskwalifikowane tzn.? zniszczone. To daje do myślenia bo przy naturalnym poczęciu nikt nie podaje takiego 30%-wego czyli 10 krotnie wyższego wskaźnika występowania wad u płodów. Czyli jednak chorzy rodzice mogą mieć teoretycznie 10 krotnie wyższe ryzyko, że ich potomstwo będzie miało wadę.

Nie rozstrzygnięto do końca aczkolwiek uważa się , albo jak głoszą nie bez pewnej racji obrońcy procedury "in vitro" że przyczyną nie jest ta metoda, ale wiek pragnących potomstwa ludzi. Jednak w Naprotechnologii uważa się, że 'in vitro" pomija istotne bariery biologiczne , które uniemożliwiają zapłodnienie i powstanie takiego czyli 10 krotnie wyższego odsetka wad chromosomalnych. Nieprawidłowości chromosomalne czyli dotyczące dużych i uchwytnych w mikroskopie elektronowym zmian chromosomów, warunkują występowanie tylko kilku chorób. Co z powodowanymi przez pojedyncze lub zestawy genów, których ze względów technicznych nie potrafimy na tym etapie zdiagnozować? A profesor Cebrat i nie tylko On wyraźnie zaznacza, że zmiany epigenetyczne DNA dziecka powstające podczas manipulacji instrumentalnych z zarodkiem w sposób nieprzewidywalny zmieniają ekspresję genów, które zagrażają zdrowiu przyszłych pokoleń. Nie bez powodu podnosi się zwiększone występowania nowotworu oka Retinoblastoma, jak i występowania chorób psychicznych u dzieci z IVF. Nie bez powodu mówi się, że do zapłodnienia potrzeba ciepłą, spokoju, śluzu, całej gamy białek, tłuszczy, mikroelementów i antyoksydantów, zaciemnienia i ciszy, a nie gigantycznej energii świetlnej pod mikroskopem, wody, promieniowania tła. Potem para, która poniosła wysokie koszty badań i odrzuciła uszkodzone zarodki i doprowadziła sprawę posiadania potomstwa do szczęśliwego zakończenia (skuteczność "In vitro" na podstawie oceny programu MZ ok.5-8% w grupie poniżej 40rż) to nadal pozostaje bezpłodna. Czyli w sposób naturalny skazana jest przy próbie poczęcia kolejnego dziecka na pozostanie kolejny raz klientem konkretnej kliniki gdzie zresztą czekają zamrożone embriony.. Tylko ile z tych zamrożonych zarodków ożyje i jakiej będą jakości? O tym się kiedyś najprawdopodobniej boleśnie przekonają następne pokolenia.